Gdzie się podziały wszystkie nielegalne VW z afery spalinowej?

Reklama

Mijają dwa lata odkąd federalna agencja Ochrony Środowiska Stanów Zjednoczonych (EPA) ustaliła, że niemiecki koncern Volkswagen, w latach 2009-2015 sprzedał Amerykanom około 590 tysięcy samochodów z silnikami Diesla. Silnikami, których oprogramowanie było celowo zaprogramowane do fałszowania testów na emisję spalin. W rzeczywistości spaliny przekraczały dopuszczalne normy nawet 40-krotnie, a ilość samochodów, w których zostały zamontowane, sięgała liczbie 11 milionów, gdyż skandal nie dotyczył tylko USA, lecz również wszystkich pozostałych rynków, na których jest aktywny Volkswagen.

 

 

Volkswagen potrzebuje miejsca, dużo miejsca

Wszystkie te samochody koncern umieszcza na specjalnych parkingach. Mowa tu o samochodach, które zostały wyprodukowane, lecz jeszcze nie sprzedane, ale również o tych wszystkich modelach odkupionych i ciągle odkupowanych od klientów (w ramach ugód z rządem federalnym – przyp.red.). Równo zaparkowane, z przebiegami mniejszymi niż 1000 mil i w perfekcyjnych stanach mechanicznych, stoją jeden obok drugiego: Golfy, Jetty i Passaty, czekając na nowych właścicieli lub kasację.

„Jeśli samochody z racji wieku nie będą nadawały się do programu naprawczego i powrotu na rynek, zostaną poddane recyclingowi” – powiedziała rzeczniczka VW w USA. Ile jest takich składowisk, gdzie dokładnie leżą i ile zaparkowano na nich samochodów? Tego nie zdradziła.

Swoje własne dochodzenia zrobili jednak fani motoryzacji odpowiednio je dokumentując. Wynika z nich, że takie parkingi znajdują się między innymi w porcie miasta Baltimore oraz na terenach byłej bazy wojskowej w San Bernardino (obydwa USA). Najbardziej symbolicznym „składowiskiem” można nazwać to w mieście Pontiac, na parkingu stadionu „Pontiac Silverdome”, jednej z aren mistrzostw świata w piłce nożnej 1994, w stanie Michigan. W stanie, w którym swoje siedziby mają takie firmy jak Ford, General Motors czy Chrysler. Koncerny, które jeszcze kilka lat temu były bliskie upadłości, między innymi ze względu na szybki rozwój i ekspansję nie tylko azjatyckich, lecz również niemieckich producentów samochodów na tamtejszym rynku.

 

„To bardzo dobre okazje” – uważa jeden z dealerów VW w Denver, Fred Emich, handlujący również samochodami z placów. Ceny są niskie i z pewnością zachęcają wszystkich tych, którzy nie zdążyli zrazić się jeszcze do marki Volkswagen lub po prostu fanów silników Diesla.

Zgodnie z raportem sądowym, do dnia 15 czerwca 2017, VW wykupił od właścicieli w USA dokładnie 275 601 samochodów i kosztowało go to 6,3 mld dolarów. W takim przypadku nawet mały zwrot będzie sukcesem.

 

 

 

Mój komentarz do tego jest taki:

Oczywiście tak prezentuje się sytuacja w Stanach Zjednoczonych Ameryki, ponieważ w Europie Volkswagen jedynie zobowiązał się do niezbędnych napraw i modyfikacji. W USA, nawet jeśli kierowcy nie zdecydują się sprzedać z powrotem swojego samochodu koncernowi, to prócz darmowej modyfikacji, dostana rekompensatę nie mniejszą niż 5000$, a dochodzącą w zależności od przypadku nawet do 10 000 dolarów.

Pomijając już sam fakt silników, to cała sprawa rekompensat u nas w Europie wygląda zgoła inaczej. Nakazy państw, zalecenia komisji Europejskiej i tym podobne to na razie puste słowa i najmniejsza linia oporu. Jeśli ktoś chce coś „ugrać” to działa na własną rękę, bądź sypią się zbiorowe pozwy ku uciesze agencji prawniczych. Prawo jest po naszej stronie, lecz sprawa, jej załatwienie nie jest taka szybka i łatwa jak za oceanem.

Przez ostatnie dwa lata zarysował się widoczny obraz tego jak Niemcy znając konsekwencje, asekuracyjnie chronią swoją narodową markę. Rozumiem, ponieważ podobnie jak większość z nas nie potrafię wyobrazić sobie podobnych obrazków jak te z USA gdziekolwiek u nas w Europie. Gdyby każdy kraj zabrał się za koncern z Wolfsburga tak samo ostro, jak zrobili to Amerykanie, to bankructwo byłoby oczywiste, a większość z nas jeździłaby nowymi Volkswagenami z przeceny.

 

Autor: 
Michał F.
Źródło: 

dojczland.info

video: 

Reklama