W ostatnią sobotę i niedzielę odbył się niezwykle prestiżowy wyścig Le Mans 24h - jest to jeden z najbardziej wymagających wyścigów długodystansowych na świecie, a chętnych do wzięcia w nim udziału jest tyle, że jest rozgrywany w kilku kategoriach. W tym roku mieliśmy komu kibicować, gdyż za sterami samochodu zespołu WRT startującego w najmocniej obsadzonej kategorii LMP2, siedział sam Robert Kubica, ponadto w tej samej kategorii startował polski zespół - Inter Europol Competition. Jak więc sobie poradzili?
Pokaz siły, a następnie wielka frustracja
Zespół Roberta Kubicy, w którego oprócz jego samego w skład kierowców wchodzą: Louis Deletraz oraz Yifei Ye pokazał, że jest niezwykle mocny. Był to ich pierwszy start w tym znakomitym wyścigu, więc co oczywiste faworytami nie byli, jednak jak się okazało, przygotowani do wyścigu wraz z całym zespołem mechaników i inżynierów byli fantastycznie. Sam początek wyścigu nie należał do udanych, pierwszy za sterami prototypu WRT pojawił się Kubica, który z początku miał spore problemy; został uderzony przez inny samochód, a krótko po tym jakaś część odpadająca z auta obok uderzyła auto Polaka, który jak sam potem przyznał - myślał, że to już koniec. Sam start wyścigu odbywał się na mokrej powierzchni, a jak się potem okazało, WRT źle dobrało ciśnienie opon pod te warunki co ostatecznie spowodowało, że Robert pod koniec swojego stintu znalazł się w okolicach 10 miejsca w swojej kategorii, pomimo że na początku nawet przez chwilę prowadził. Niestety z racji kolejnego uderzenia, które nastąpiło po paru godzinach jazdy, kiedy to auto prowadził Deletraz, zaczęły się prawdziwe problemy, gdyż samochód zaczął prowadzić się zacznie gorzej na skutek wibracji. Pomimo tego, że WRT bardzo musiało oszczędzać auto, oraz dbać o odpowiednie spalanie paliwa przez problemy z silnikiem, co samo w sobie sprawiało, że musieli jechać dużo wolniej, powoli pieli się do góry klasyfikacji, ostatecznie walcząc o zwycięstwo z drugim samochodem wystawianym przez WRT, którego to załoga na co dzień startuje w mistrzostwach WEC. Auto nr 31 – czyli rywale w walce o zwycięstwo dla zespołu Kubicy ostatecznie mieli problemy z podnośnikiem podczas swojego zjazdu do alei serwisowej, co pozwoliło Ye wyprzedzić Frijnsa. Na godzinę do mety wręcz pewnym było zwycięstwo ekipy Polaka w tegorocznej edycji wyścigu Le Mans - byłoby to jedno z jego największych osiągnięć w jego karierze. Niestety po 23h58 jazdy, na ostatnim okrążeniu, prototyp prowadzony po zwycięstwo dla WRT przestał reagować na pedał gazu i stanął bezwładnie na torze. Ciężko było wszystkim uwierzyć w to co się dzieje; jest to niebywały pech, aby po przejechanych niemal 400 okrążeniach, to właśnie na tym ostatnim auto odmówiło posłuszeństwa i do tego w tak ważnym wyścigu. Ostatecznie w klasie LMP2 zwycięstwo zdobyli: Robin Frijns, Charles Milesi, Ferdinand von Habsburg, czyli przedstawiciele WRT, ale z serii WEC. Bardzo wysokie miejsce jak na swoje oczekiwania zdobyła polska ekipa Inter Europol Competition, która jadąc spokojnie i wykorzystując problemy rywali zajęła świetne 5 miejsce. W najwyższej serii Hypercar po zwycięstwo sięgnął zespół Toyoty, który zdobył je 4 raz z rzędu, choć pierwszy raz w składzie Conway, Lopez i Kamui Kobayashi. Jest to dla nich niezwykle ważny dzień, ponieważ już w 2017 roku Conway i Kobayashi byli o krok od wygrania tego wyścigu. Na koniec jeszcze przytoczę krótką wypowiedź Roberta Kubicy, która dosadnie obrazuje wielką niesprawiedliwość, która go spotkała, choć jak wiadomo… taki jest sport.
Na kilkanaście minut przed końcem wyścigu przyszły do nas osoby zajmujące się organizacją poinformować nas gdzie mamy iść na podium. Nie spodobało mi się to. Już raz byłem w sytuacji, w której straciłem zwycięstwo na ostatnim okrążeniu. W 99,9999% przypadków nic się nie dzieje, ale powiedziałem im: spokojnie, wszystko się może zdarzyć. I się zdarzyło – powiedział Robert Kubica.
https://powrotroberta.pl, plportal.pl