Te 2 sekundy mogą uratować życie!

Reklama

Ta prosta metoda pozwala kierowcom zachować bezpieczną odległość od poprzedzającego samochodu

Wszelkie błędy, popełniane przez kierowców, zyskują na znaczeniu w miarę pogarszania się warunków drogowych – ta prawda znana jest nie od dziś, co wcale nie przeszkadza właścicielom aut w jej bagatelizowaniu. Przykłady można mnożyć, w zasadzie każda ryzykowna sytuacja na drodze staje się jeszcze bardziej niebezpieczna w miarę zmniejszania się przyczepności kół do jezdni lub przejrzystości powietrza. A w zimie często mamy do czynienia i z jednym i z drugim.

Chociaż zdecydowanym liderem wśród czynników decydujących o bezpiecznym dotarciu do celu w trudnych warunkach drogowych jest bezpieczna prędkość jazdy, to tym razem zajmiemy się tym, co pozwala wyjść cało z wielu sytuacji, nawet mimo nadmiernej prędkości jazdy: odstępem między pojazdami.

Jak go zachować? Okazuje się to bardzo proste. Kiedy jezdnia jest sucha i jedziesz za innym autem, to zwróć uwagę na moment, w którym przejedzie on koło np. znaku drogowego, słupka czy tablicy. Twoje auto powinno osiągnąć ten sam punkt za dwie sekundy. Jeśli jezdnia jest mokra, wydłuż czas do trzech sekund. A gdy jedziesz po śniegu lub nawierzchnia jest niepewna, ogranicz dodatkowo znacznie prędkość jazdy, oczywiście o ile jazda w kolumnie aut na to pozwala.

Zaletą tej metody jest jej „autodopasowanie” do prędkości jazdy: im auta jadą szybciej, tym odstęp liczony w metrach ulega wydłużeniu.

Żeby było łatwiej zorientować się, kiedy mijają wspomniane dwie sekundy, możesz liczyć: „sto dwadzieścia jeden”, „sto dwadzieścia dwa” i prawdopodobnie zajmie Ci to właśnie te dwie cenne sekundy, które mogą zadecydować o tym, że nie dojdzie do najechania na poprzedzający Ciebie pojazd w razie awaryjnego hamowania. Na mokrej jezdni dodaj do tego jeszcze „sto dwadzieścia trzy”.

Zaletą tej metody jest jej „autodopasowanie” do prędkości jazdy: im auta jadą szybciej, tym odstęp liczony w metrach ulega wydłużeniu, mimo że czas – np. dwie sekundy – pozostaje niezmieniony. Nie musisz więc zaprzątać sobie głowy obliczaniem, ile to metrów za innym autem powinieneś jechać, wystarczy policzyć czas między minięciem stacjonarnego punktu orientacyjnego przez pojazd przed Tobą i momentem, w którym Twoje auto go osiągnie, a odstęp „wyliczy” się sam.

W tym momencie wypadałoby jakoś uzasadnić istotność utrzymywania bezpiecznego odstępu dla tych, którzy notorycznie skracają dystans do poprzedzającego pojazdu, ignorując nie tylko zasady bezpiecznej jazdy, lecz także zdrowy rozsądek. W zimie widok „siedzącego” nam na tylnym zderzaku auta jest wyjątkowo niekomfortowy – przecież każde nasze hamowanie to duże prawdopodobieństwo kolizji. Tylko czy takich „spychaczy” da się w ogóle przekonać do tego, że robią coś nie tak? Czy oni tego nie wiedzą?

Niektórzy twierdzą, że kierowcy, pragnący jeździć zgodnie z przepisami, powinni przestać zwracać uwagę innym i zająć się sobą. Że powinni nie przeszkadzać, kiedy ktoś chce sobie poszaleć na drodze. Taki postulat może i brzmi modnie, ale jego sens jest łatwy do podważenia. Piratów drogowych można by było ignorować, gdyby popisywali się na zamkniętych torach wyścigowych, a nie drogach publicznych, po których jeżdżą inne samochody. To nie jest ich prywatna sprawa - ryzykując, sprowadzają ryzyko także na innych uczestników ruchu.

Najechanie na tył to bardzo niebezpieczna kolizja. Kierowca auta najeżdżającego jest w znacznie lepszej sytuacji: chroni go przednia strefa zgniotu karoserii, airbagi czołowe, napinacze i ograniczniki napięcia pasów bezpieczeństwa. Ten, na którego najedzie z tyłu inne auto, nie ma takiego komfortu. Tylne strefy zgniotu nie są projektowane z taką starannością, jak przednie. Między zagłówkiem, a głową, nie ma ani poduszki powietrznej, ani też głowa nie ma miejsca, aby rozłożyć przeciążenie, występujące podczas gwałtownego przyspieszenia, na wystarczająco długiej drodze. Zagrożone są przede wszystkim kręgi szyjne, których nic nie chroni.

A jeżeli ktoś myśli, że „nic mu nie będzie”, to niech pomyśli o samochodzie. Często widujemy skutki najechania jednego auta na drugie w mieście, ale równie często nie zdajemy sobie sprawy, że ten drugi samochód stał. Kiedy do kolizji dochodzi w momencie, gdy oba auta jadą ze znaczną prędkością, jej skutki są z reguły znacznie poważniejsze. Takie auta rzadko nadają się jeszcze do naprawy blacharskiej. Warto o tym pamiętać, zanim będzie za późno.

Więc jeśli ktoś jedzie „na tylnym zderzaku” Twojego auta, a masz do dyspozycji lukę między autami na prawym pasie, to puść go. Niech sobie pędzi. Może wypadnie z jezdni lub wjedzie na drzewo (czego oczywiście mu nie życzymy), ale z pewnością już nie na Twoje auto. Przepuść go dla swojego bezpieczeństwa.

Autor: Michał Krasnodębski

Źródło: https://www.auto-swiat.pl/prawo/te-2-sekundy-moga-uratowac-zycie/7yqfqm

Reklama