Kupiłeś auto "na Niemca"? Możesz mieć duże kłopoty!

Reklama

Do napisania tego listu "zmotywował" mnie artykuł "Szczere wyznanie handlarza: Podatki są dla frajerów!". Pewien handlarz, a przynajmniej tak się przedstawia, opisuje jak to pięknie oszukuje klientów i Skarb Państwa. Niestety sprawa ma drugie dno.

O ile kupując auto "na Niemca" (umowa zakupu spisana bezpośrednio z poprzednim właścicielem auta, bez faktury od handlarza - przyp. red.) ominięcie podatków może się udać, o tyle są dwie sprawy, które mogą nas tak łatwo nie ominąć. Krótko mówiąc - możemy wpakować się na niezłą "minę"!

 

Po pierwsze pojazd opisany jako "totalschaden katastrofen" może być uznany za odpad niebezpieczny (Dz. U. Nr 112, poz. 1206). Pojazd stanowiący odpad klasyfikuje się pod kodem 16 01 04* - "zużyte lub nienadające się do użytkowania pojazdy" (odpady niebezpieczne).

 

Pani w Urzędzie Celnym może wysłać informację do Inspektoratu Ochrony Środowiska  (IOS) o podejrzeniu, że importer wprowadza na teren naszego kraju pojazd będący odpadem. No i wtedy zacznie się jazda. Pojazd oczywiście zarejestrujemy - wszystko pięknie, ładnie - ale po około 2 tygodniach dostaniemy informację z IOŚ o wszczęciu postępowania administracyjnego, mającego ustalić, czy nasz pojazd jest odpadem. Będziemy musieli zrobić opinię rzeczoznawcy, która potwierdzi, że pojazd już został naprawiony, jest zarejestrowany i nie jest odpadem. Koszt takiej opinii to 500 zł.

 

Mało tego - ktoś musi nam napisać odwołanie do IOŚ i trzeba to zrobić dobrze, bo jeśli zostanie ono odrzucone, to zakwalifikują pojazd jako odpad. Wtedy będzie lipa. Będziemy zmuszeni wycofać pojazd z ruchu lub dostaniemy warunkowe dopuszczenie i karę. W 99 procentach, jak wszystko dobrze się udokumentuje, to postępowanie zostaje umorzone. Trzeba jednak uważać, co pisze się na umowach -  sprawa dotyczy szczególnie nowszych aut. IOŚ - powołując się przy tym na ustawę z 14 grudnia 2012 - będzie chciał nam udowodnić, że Niemiec pozbył się pojazdu przeznaczonego do kasacji. Tymczasem - wprowadzone do obiegu mogą być tylko auta nieznacznie uszkodzone. Znam kilka takich przypadków z ostatniego czasu i sam pomagałem znajomym pisać pisma do IOŚ.

 

 

“Dobrze się zastanówcie zanim kupicie auto "na Niemca". Zaoszczędzicie tysiaka, a możecie mieć kłopotów na kilka tysięcy!”

 

Druga sprawa to odpowiedzialność. Jeśli okaże się że auto było kradzione będziemy odpowiedzialni za paserstwo i w najlepszym przypadku dostaniemy zawiasy. Pomijam już tu sprawę potwierdzenia nieprawdy itp. Przecież nie wiemy, czy ten Niemiec, od którego formalnie kupujemy samochód - nawet istnieje! Miałem w zeszłym roku taką sytuację u znajomego. Auto sprawdzane - całe szczęście że kupione na fakturę u handlarza. Delikwent zwrócił pieniądze, ale auto cały czas u nas stoi, bo nie wolno nic z nim zrobić. Przy rejestracji wyszło na jaw, że auto o takim samym numerze VIN jeździ już w Polsce !

 

Podsumowując - dobrze się zastanówcie zanim kupicie auto "na Niemca". Zaoszczędzicie tysiaka, a możecie mieć kłopotów na kilka tysięcy! A tak za wszystko odpowiada importer. Niech on się martwi co i jak, ja chcę auto gotowe do rejestracji na fakturę. Może ktoś powie że przesadzam, ale ja lubię mieć jasno określone, kto, za co odpowiada.

 

Niestety znam takich handlarzy, jak autor listu ale sporo już źle skończyło, bo albo skarbówka dobrała im się do d..., albo nacięli niewłaściwą osobę. Sam nie wiem co gorsze.

Autor: 
zzz
Źródło: 

pap/interia/plportal.pl

Reklama