PiS zmienia ustawę, która wywróci rynek LPG do góry nogami. "Mam zapłacić 10-20 mln kaucji, zwijamy się"

Reklama

​Kiedy cała Polska emocjonuje się konfliktem wokół Trybunału Konstytucyjnego czy ustawą antyterrorystyczną, kilkadziesiąt tysięcy ludzi boi się, że straci pracę. Wszystko za sprawą ustawy, która najprawdopodobniej wywróci do góry nogami rynek gazu płynnego (LPG) w Polsce.

Aż się prosi, żeby napisać: miało być dobrze, a wyszło jak zwykle. Zamysłem ustawodawcy było ograniczenie szarej strefy handlu paliwami płynnymi. Problem w tym, że projekt tej ustawy zamiast zminimalizować nielegalny obrót gazem LPG w Polsce, w praktyce zminimalizowałby liczbę podmiotów produkujących i handlujących tym rodzajem paliwa. 

Chodzi o to, że prawo nakazuje wpłacenie 10 mln złotych kaucji od każdej z posiadanych koncesji. – Większość zrzeszonych w Polskiej Izbie Gazu Płynnego, praktycznie wszyscy, mają dwie koncesje – mówi Janusz Szczepański, prezes PIGP. Gaz, który tankuje się do samochodu, czyli LPG to mieszanka propanu i butanu. – Pierwsza koncesja jest wymagana do tego, żeby gaz sprowadzić zza granicy. Druga, żeby móc nim handlować w Polsce – tłumaczy Szczepański. Teraz właściciele tych firm będą musieli zapłacić 20 mln kaucji.

Z czego? Tego ustawodawca nie określa. Specjaliści mówią, że firmy z samej marży nie są w stanie wyciągnąć takich kwot kaucji. – Mają wziąć kredyt bankowy? Tylko dlatego, że ktoś ich traktuje jak potencjalnych złodziei mają zwinąć interes? – pyta retorycznie Szczepański. Prezes PIGP spodziewa się, że przepisy o kaucji zmiotą 90 procent firm z rynku, bo ludzie nie będą w stanie zapłacić takich pieniędzy. 

– Ci, którzy pisali projekt ustawy, twierdzą, że przecież nie potrzeba płacić 10 czy 20 mln, wystarczy gwarancja bankowa. Koszt wyniesie od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych rocznie – mówi Szczepański. Tyle tylko, że otrzymanie takiej gwarancji warunkowane jest posiadaniem odpowiedniej zdolności kredytowej. – Mało kto ma takie możliwości, naprawdę nieliczni – dodaje prezes PIGP. 

Oczywiście nie dotyczy to wielkich koncernów paliwowych, dla których takie kwoty to „grosze”. W ocenie specjalistów z PIGP, ustawa pisana była pod dyktando właśnie tych wielki podmiotów, które dzięki nowej ustawie w krótkim czasie zmonopolizują rynek LPG w Polsce i będą dowolnie dyktować ceny.

Kaucję trzeba wpłacić na „wszelki wypadek”. Jeśli jakaś firma będzie unikać płacenia podatku, wówczas będą one potrącane wraz z odsetkami właśnie z pieniędzy wpłaconych w formie kaucji. – Z kolei dyrektor PIPG Andrzej Olechowski porównuje to do sytuacji, gdy każdy kierowca płaci kaucję na poczet przyszłych niezapłaconych mandatów. Podobny pomysł pojawił się już dwa lata temu, wówczas jednak udało się wpłynąć na ustawodawców i projekt został cofnięty. Ustawa wróciła jednak jak bumerang i wiele wskazuje na to, ze tym razem jednak kaucje trzeba będzie płacić. – Dobrze to już było – twierdzi pan Radosław, właściciel jednej z rozlewni LPG. Otwarcie mówi, że na kaucję nie ma i jeśli ustawa ostatecznie wejdzie w życie, to firmę zamknie. – Już mam dość prowadzenia biznesu w Polsce – dodaje. 

Właściciele firm handlujących gazem płynnym od 2004 roku składają naczelnikom urzędów skarbowych zabezpieczenia majątkowe, takie jak gwarancje, poręczenia majątkowe czy depozyty gotówkowe na kwoty odpowiadające zobowiązaniom podatkowym. Od mniejszych graczy wymaga się mniej, od większych więcej. A teraz mają znaleźć w portfelu 10 lub 20 mln złotych kaucji.

Zainwestowali zwoje pieniądze, często żyją na wieloletnich kredytach, a dziś Prawo i Sprawiedliwość zmienia zasady gry, tak naprawdę skazując ich na bankructwo – twierdzi Piotr Najzer z Kongresu Nowej Prawicy. Można się zżymać, że opozycja polityczna wykorzysta każdą okazję do tego, żeby partię rządzącą pokopać po kostkach, ale to samo mówią specjaliści z Polskiej Izby Gazu Płynnego.

– W PIGP zrzeszamy około dwustu firm. Szacujemy, że około 180 z nich będzie musiało zawiesić działalność lub w ogóle zostanie zlikwidowana – mówi Szczepański. Szacuje, że po wprowadzeniu nowych przepisów w życie, pracy będzie szukać od 30 do 40 tysięcy ludzi. – Ten biznes to nie tylko szef i jego sekretarka. To ludzie, którzy pracują przy mieszaniu gazu, w dystrybucji, handlowcy. Wszyscy będą musieli poszukać nowej pracy. 

Trzeba jednak zwrócić uwagę, że problem nie dotyczy przysłowiowego Pana Mirka z beczką gazu czy ajenta dużej stacji. Płacić kaucję będą musieli tylko importerzy, a wyżej wymienieni co najwyżej odczują skutki tego pomysłu, jeśli na rynku zostaną sami najwięksi gracze.

– Ode mnie z firmy kontrolerzy prawie nie wychodzą, na obiad może – twierdzi pan Radosław. – I co? I nic, tu skontrolują, tam skontrolują i wciąż się zgadza. A teraz obok tych kontroli jeszcze mam kaucje płacić? – dziwi się właściciel jednej z rozlewni. Chciał firmę przekazać dziecku, syn niedawno wrócił z Niemiec specjalnie po to, żeby – jak mówi pan Radosław – wdrażać się. – Teraz pewnie sobie wróci na saksy, a ja zwinę żagle. Mam z czego żyć, tylko szkoda, że nie przekażę firmy chłopakowi.

 

Michał Ślusarczyk 

Zdaniem fachowców z PIGP, ustawa była pisana pod dyktando wielkich firm i dużych graczy zza granicy. Janusz Szczepańskiego twierdzi, że tu wcale nie chodzi o walkę z szarą strefą. – Kontrole są częste i drobiazgowe. Pewnie, że są oszustwa, zawsze i wszędzie będą. Ale w skali całego kraju więcej się oszukuje na paliwach diesla czy zwykłej benzynie niż na LPG – dodaje. Prezes PIGP twierdzi, że przy wartości rynku LPG w Polsce i marżach, jakie mają producenci tego paliwa, straty w budżecie z tytułu oszustw podatkowych nie mogą być wielkie. – Chodzi nie o to, że traci budżet, tylko o to, kto chce zarobić. 

– Wykoszą małe firmy, zostanie kilka dużych, łapę na dystrybucji LPG położą wielkie koncerny i zaczną dyktować ceny. I proszę nie myśleć, że spadną, o nie. Wzrosną najpierw pewnie o parę groszy, potem znów o kilka, w końcu dobiją do kwoty niewiele niższej niż cena benzyny – twierdzi Szczepański. I zauważa, że problem dotknie nie tylko kierowców jeżdżących pojazdami „na gaz”. 

– LPG używane jest wszędzie, w przemyśle na przykład, nie tylko w motoryzacji – tłumaczy Szczepański. Podkreśla, że jego zdaniem ucierpią i wielkie fabryki, i działkowicze, którzy przecież korzystają z butli gazowych tankowanych często... na stacjach LPG. – Kiedyś się udało cofnąć te pomysły z kaucją. Dziś PiS szuka pieniędzy na 500+ i każdy milion się przyda – twierdzi Szczepański.

5 sierpnia wysłaliśmy do Ministerstwa Energii prośbę o komentarz. Do momentu publikacji tekstu jej nie otrzymaliśmy.

Paweł Kalisz

Reklama