Tajemnica poliszynela

Reklama

Pogratulować należy właścicielowi jakiegokolwiek samochodu, który w codziennej eksploatacji zbliżył się choćby do danych podawanych przez producenta w zakresie zużycia paliwa.

Policzmy to wszystko dokładnie

Presja ze strony środowisk obrońców przyrody spowodowała, że w Unii Europejskiej na poważnie zajęto się badaniem emisji spalin przez wszelkiego rodzaju pojazdy. Na badaniach się nie skończyło. Od 1993 roku, na mocy dyrektyw europejskich, producenci pojazdów, którzy chcą sprzedawać swe produkty w Europie muszą potwierdzić, ze ich pojazdy mieszczą się w wyznaczonych normach. Europejski Standard Emisji Spalin w kolejnych swych wytycznych znacznie ograniczył maksymalną emisję tlenku węgla, tlenku azotu, węglowodorów i cząstek stałych. W ciągu ostatnich dwudziestu lat dopuszczalny poziom wydzielania do środowiska tlenku węgla przez pojazdy z silnikiem benzynowym, zmniejszył się prawie trzy razy, węglowodorów dwa razy, tlenków azotu dwa razy. Ustalono przy tym również maksymalny poziom emisji cząstek stałych. Dla pojazdów z silnikiem wysokoprężnym dane wyglądają jeszcze bardziej imponująco. Maksymalna emisja tlenku węgla zmniejszyła się sześciokrotnie, węglowodorów trzykrotnie, tlenków azotu siedmiokrotnie, a cząstek stałych kilkunastokrotnie. Wszyscy moglibyśmy sobie w tym miejscu pogratulować, gdyby nie afera Volkswagena i głębokie przeświadczenie wszystkich klientów stacji paliw, że nie wszystko jest takim, jakim się wydaje.

Prawie jak za krótka kołdra
Jednostką, według której mierzone są normy EURO jest gram wydzielanej
substancji szkodliwej na kilometr przebytej drogi. Czyli w tych obliczeniach
bardzo istotną rolę odgrywa spalanie jak najmniejszej ilości paliwa. Być może
samochody stają się coraz lżejsze, z uwagi na postępy w ich konstruowaniu i
zastosowane materiały, lecz to za mało, aby zmieścić się w normach. W dodatku 
nikt nie chce jeździć i przyspieszać wolniej. Aby normą stało się zadość,
producenci zafundowali nam downsizing. Określenie, że go nam zafundowali jest
bardzo trafne. Wytworzenie silnika o znacznie mniejszej pojemności skokowej,
lecz o zbliżonych parametrach użytkowania, nie jest bynajmniej łatwe i tanie. Cóż
z tego wynika? Zapłacimy za nowy pojazd nieco więcej, a z uwagi, ze ma
bardziej wysiloną jednostkę napędową, zapłacimy znacznie więcej za jej
naprawy. Wytworzenie takiego silnika jest również bardziej materiałochłonne,
czyli środowisko też obrywa, choć w zacnym celu. Producenci idą również inną
drogą, jeśli chcą obniżyć zużycie paliwa, popularne stają się pojazdy hybrydowe,
napędzane silnikiem spalinowym i silnikiem elektrycznym, wykorzystującym
zamontowane w pojeździe akumulatory. Taki pomysł najlepiej sprawdza się w
mieście.

Wiara najlepiej sprawdza się w kościele

Czas uderzyć się w pierś. Wszyscy kierowcy wiedzą, że ich samochody spalają więcej paliwa, niż deklarują to ich producenci, a jednak wiara w pomiary emisji substancji toksycznych w spalinach dotychczas stale wzrastała. Czyli przyjmujemy za pewnik wyniki badań na stanowiskach kontrolnych, gdzie warunki odbiegają od rzeczywistych, drogowych i jesteśmy z tego dumni. Afera Volkswagena prawdopodobnie była tą kroplą, która przeważyła szalę tego zaufania. Obecnie media informują o pomysłach, jak realnie badać zużycie paliwa i zatruwanie środowiska przez pojazdy. Przed normą EURO trudne czasy.Prawdopodobnie wkrótce dowiemy się, że więcej samochodów nie spełnia jej wymogów. Najprościej będzie zmodyfikować samą normę dla konkretnych rodzajów pojazdów. Nie jest to rozwiązanie optymalne, ponieważ chodzi nam w gruncie rzeczy nie o przestrzeganie jakiejś normy, lecz o to, aby powietrze, którym oddychamy było czystsze. Musimy zadać sobie pytanie o sens niewiarygodnych pomiarów. Nie powinnyśmy również przechodzić do porządku dziennego, jeśli nasz pojazd nijak nie jest w stanie spalać takich ilości paliwa jakie powinien według prospektu reklamowego. Zauważyłem ciekawą koncepcję
pójścia na kompromis między życzeniami i faktami - w prasie motoryzacyjnej w testach poszczególnych modeli, odnaleźć można dane deklarowane przez producenta, a obok nich dane z testów przeprowadzanych na drogach i to często w niesprzyjających warunkach, takich jak mróz, czy korki. Możemy więc jednocześnie sprawdzić zakres marzeń oraz obrazy z rzeczywistości.
Zbigniew Wolski 

Reklama